KOMFORT CZY DYSKOMFORT, co jest dla Ciebie lepsze?
Ponieważ, ostatnie wydarzenia z mojego życia, skłaniają do refleksji na temat bezpieczeństa, komfortu, stabilności życiowej oraz finansowej (nie pytajcie, seria bardzo nie fortunnych zdarzeń - żyćko), zaczęłam się zastanawiać, a nawet poczułam bardzo mocno potrzebę redefinicji słowa a tym samym znaczenia; STREFY KOMFORTU. Sięgam pamięcią z dzieciństwa, przypominając sobie moment, kiedy ktoś w mojej rodzinie podarował właśnie książke, o podobnym tytule, rozprawiającą na teamt "Problemu" jakim jest nie wątpliwie życie w komforcie. Ciągneło mnie do tej pozycji, jak do każdej psychologiczno-rozwojej pozycji w naszej domowej biblioteczce, przyznaję. Nie pamiętam, czy przeczytałam czy o zagadanieniu strefy komfortu, dowiedziałam się w kolejnych książkach rozwojowych czy kolejych szkoleniach z branży rozwoju osobisego, jakie przez ostatnie 7 lat odbywałam. Wiem jednak, że to zagadnienie długo było i jest mi znane, lecz do tej pory uważam, że stosowałam je nieco na ślepo, nieco w innym znaczeniu, nawet często przesadnie szkodząc sobie niż dając sobie tym wyborem, korzyści. Dlatego po ostatanich burzach mojego życia, postanowiłam wiele swoich kluczowych przekonań redefiniować, tak stało się także z KOMFORTEM, jego brakiem i słynnego opuszczania strefy komfortu w celach rozwojowych.
Wychodzenie ze strefy komfortu zdecydowanie nie jest narażaniem siebie na psychiczne czy fizyczne NIEBESPIECZEŃSTWO oraz zagrażanie swojemu życiu czy zdrowiu. Wychodzeniem ze strefy komfortu nie jest stosowanie postów dłużyszych niż post przerywany, tylko dlatego żeby schudnąc mając zaburzoną relację z jedzeniem czy nie majać diagnozy insulinooporności. To jest narażanie swojego zdrowia psychicznego i fizycznego, które w konsekwencji nie doprowadzi do równowagi i życia w balansie, a do jeszcze większego roztrojenia działania naszego organizmu. Wcyhodzeniem poza strefę komfortu, nie jest wzięciem na raty telewizora, podczas gdy borykamy się z niestabilnym zatrudnieniem, bądż chcemy pokazać, że nas stać, co może się przecież wydawać ROZWOJEM. Nie, to znowu tylko pogorszy naszą sytuację finansową, do tego ściągnie na nas zobowiązania, których nie jesteśmy wstanie spłacić,bądz mamy na tamten czas inne zobowiązania co w konsekwencji, pozbawi nas częsci dochodu oraz zobowiąże z instytucją finansową, na przyszłość odbierając nam wolność. Wychodzeniem ze strefy komfortu, NIE JEST działanie, bądź ślepe dązenie, do urządznia sobie w życiu każdego możliwego DYSKOMFORTU bo to ROZWÓJ, okej? No nie zawsze, nie w każdym przypadku i napewno nie na każdym etapie życia, szczególnie jeśli towje życie płonie, na wszystkich możliwych frontach. Mówi się często, że "co nas nie zabije, to wzmocni" - otóż nie zawsze, a bezmyślne podążanie za tym, żeby wychodzić poza strefy komfortu, bo tam czeka rozwój, kupować rozwojowe treści w kredyt, bo w taki sposób się wzbogacisz, rzucając swoją pracę czy zajęcie, które da ci dochód - nie jest ROZWOJEM a kompletną utratą życiowej równowagi. Pomyśl sobie teraz; W jaki sposób celowe zaburzenie Twojej życiowej równowagi, ma być dla Ciebie rozwojem? Czy aby napewno nie da się tego zrobić w inny sposób? I teraz warto zdefiniować, czy personalnie dla Ciebie jest komfort, i dlczego tak bardzo potrzebujesz z niego wychodzić, zanim to zrobisz. Bo tak hołduję się tylko ROBIENIU I DZIAŁANIU, tylko po co to robić dla samego działania? Po Co to robić tylko dlatego, żeby robić? Czy nie lepiej, zrealizować tym swój cel? Przygotować się, zastanowić się stworzyć plan, przyjżeć się swoim ograniczeniom, REDEFINIOWAĆ wartości, pojęcia, potrzeby? Gdy się nad tym zastanowiłam głębiej, okazało się, że bardzo mylnie postrzegałam to pojęcie. Idea jest dobra, ma służyć rozwojowi naszego życia, byśmy stawali się lepsi, byli lepszymi, rozwijali się i sięgali po swoje marzenia, to jasne. Tylko liczy się sposób. My jako ludzie bardzo jesteśmy na to poddatni, a branża rozwoju osobistego zarabia na naszych lękach miliony złotych, tylko nie chodzi o to by Ci pomóc, chodzi o to, żeby Ci sprzedać kurs w kredyt, i dostać swoje pieniądze. Tyle.
Okazało się, że mylnie nauczyłam się tego co to jest wychodzenie z komfortu, a także nie wykonałam odpowwiedniej pracy by najpierw o swój podstawowy KOMFORT ZADBAĆ, który nie będzie skupiony na zewnętrznych sprawach, a na mnie. Przede wszystkim na moich przekonaniach o sobie, i prawdziwej wierzę w siebie, własne możliwości, własne wybory i decyzje, odpowiedzialności siebie za siebie, tego co w tych tematach jeszcze mam do zrobienia, a jest tego wciąż wiele. W tym całym procesie, okazało się, że można wychodzić z strefy komfortu, każdego dnia nie rujnując przy tym siebie, swojego dotychczasowego życia, tylko w pogoni za jakimiś "wizjami bogactwa i dobrobytu", które nimi w większości nie były. Nie były prawdziwe. Wcyhodzenine poza strefę komfortu, w celu własnego rozwoju okazało się być odmówieniem sobie fast fooda, po diagnozie IO, mając na względzie swoją wciąż w procesie naprawy relację z jedzeniem. To wyjście na sapcer, gdy tak naprawdę mi się nie chce. To wejście w interakcje społeczną, jaka by ona nie była, by zaopiekować się NIE WALCZYĆ, ze swoim lękiem społecznym czy ograniczeniami, jakie na przestrzeni czasu w Tobie powstały. To pomoc komuś, kto tego bardziej potrzebuje niż TY. To obecność w tu i teraz, gdy Ci się nie chce być obecnym chociaż na 5 minut, bądź uważność na potrzeby innych, gdy kompletnie nie masz na to ochoty. To często tysiące małych codziennych decyzji, prowadzących Cię w stronę realizowania życia twoich marzeń, które w przyszłości je stworzy, gdy każdego dnia podejmujesz choćby jedną decyzje, mającą na celu wyjście po za swoją strefę komfortu, ujmując w tym słowie komfort, który już masz wypracowany/bo go dostałeś/bo go masz.. Komfort jest o życiowym ciepełku, o bezpieczeństwie, o czymś znanym i tego też nam w życiu po prostu GENETYCZNIE trzeba, lecz ważniejsze żeby zadbać o jego JAKOŚĆ, a nie ilość sytuacji kiedy mierzysz się z tym złem całego świata ... Bla Bla Bla. Nie lubię tego ... I nie wiem po co mierzyć się ze złem całego świata, jak się nie mierzysz ze swoim własnym złem w TOBIE ... BTW
Złamanie sobie nogi, a potem udawanie, że nie boli nie jest wyjściem po za strefę komfortu, by się rozwijać. Zaczęcie rehabilitacji, ogarnięcie swojej głowy by mogła ten ból przeżyć, pójscie do lekarza, ZADBANIE O SWÓJ KOMFORT, W LOSOWYM DYSKOMFORCIE. To jest kurde, ROZWÓJ, który ma służyć przede wszystkim Tobie, żeby dyskomfrot mógł się zadziać, ale żebyś właśnie to ty z tego wyszedł albo na zero albo silniejszym, bo nie zawsze WYGRANYM, pamiętaj, ale też nie tak poturbowanym. Utopią, jest iść w stronę dyskomfortu, tylko dlatego, żeby budować swoją fizyczną siłę na podstawię: Nic mnie nie zabije, nic mnie nie zniszczy, wy wszyscy przegraliście a ja wygrałem, jestem silny.Yeah! Hm, prędzej czy później pokona Cię to, gwarantuje. To nie jest coś co przetrwa z Tobą wieki, wręcz przeciwnie bardzo mocno Cię sponiewiera, i wypluje. I będziesz się stosunkowo długo zbierał.
Więc kiedy kolejny raz podejmiesz decyzje, że w życiu czas na zmiany, najpierw zdefiniuj swój KOMFORT, a zadaj sobie pytanie po co tak naprawdę chcesz go zmieniać, i co tej zmiany tak naprawdę wymaga? Zaplanuj strategię z szacunkiem i miłością do siebie, po prostu docenijąc to co masz, nawet jeśli chcesz więcej. Ponadto, znajdź swój moment i trenuj przed nim, właśnie na codziennych czynnościach, które wymagają tego treningu i twojej zmiany w postawie do nich, zacznij do siebie od swojej codzienności, której w życiu mamy najwięcej.Stań ze sobą w szczerości, i zadaj sobie pytanie jakie będą tego konsekwencje nie za rok, a za kolejne 10 lat, czy właśnie tak chcesz je przeżyć? Po to mamy dorosłość, po to mamy swoje jedno życie i ten dyskomfort jest nam potrzebny, lecz na naszych spersonalizowanych zasadach, decydując o nim świadomie. I takiego dyskomfortu życzę Ci poszukać. Z miłością. Paulina.
Komentarze
Prześlij komentarz