Równowaga w dyskomforcie
Czasem naprawdę masz wrażenie, że wszystko co dotychczas w życiu znałaś, uważałaś niegdyś za pewne, stałe, może takie ze sloganem: Kurde! Będzie jak będzie, ale będzie dobrze : nagle się rozpada, a ty zastanawiasz się dlaczego. Mamy tendencję, jako ludzie, bardzo mocno kategoryzować swoje oraz czyjeś porażki. Uwielbiamy kategoryzować, porządkować, wkładać do szufladek wszystkie wydarzenia, w taki spoósób by udowodnić sobie albo komuś, że to co dzieję się w jego życiu, to tragedia. Czy zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego? Dlaczego tak łatwo przychodzi nam czarnowidztwo oraz brak wiary w swoje możliwości, a co najważniejsze brak wiary, że tak po prostu będzie dobrze? W tym kontekście, bardzo lubię cytować: "Lepsze znane piekło, niż nie znane NIEBO".Bardzo lubię tą prawdę, bo naprawdę tak w życiu bywa przekonałam się w życiu o tym nie raz. Nie znane kojarzy nam się tylko z niewygodą, porażką, zupełnie nie trafionymi decyzjami bądż odkręcaniem naszych złych decyzji. I tak w życiu jest, bo nie wszystkie decyzję będą słuszne, tylko właśnie takie musiały zapaść, żeby stało się to co miało się stać. Żebyś Ty mogła tu być, gdzie jesteś bo tak miało się wydarzyć, koniec. Z tym nie ma co dyskutować, z tym nie ma co dywagować, to jest faktem, to jest Twoją prawdą. Często gdy nasze życie, właśnie w taki nie oczekiwany sposób zestawia wydarzenia, które jasno moglibyśmu nazwać "nie szczęściem" okazuje się, że jeśli damy temu czas, i pozwolimy by się ułożyło, okazuje się dla nas BŁOGOSŁAWIEŃSTWEM. Wmówiono nam w tych czasach, że mamy tyle siły i możliwości jako ludzie, że potrafimy sami sobie wszystko perekcyjnie poukładać. To fikcja. Czasem w życiu wydarzają się takie sploty zdarzeń, że naszym logicznym umysłem nie jesteśmy w stanie tego ogarnąć, szczególnie na świadomym poziomie. A jednak się wydarzają, a jednak mamy poczucie, że zupełnie nie z naszej winy, że wcale w taki sposób nie chcieliśmy tym pokierować, a nasza ludzka nawigacja zawiodła, i co wtedy, gdy tak się dzieje? Jak to sobie wytłumaczyć, jak w tym dyskomfrocie przeżyć, bo czujesz, że boli, że nie chcesz, że przecież tego nie chciałeś a się wydarzyło, a dzieje się w Twojej własnej historii, co wtedy? Jak to sobie wytłumaczyć?
To trochę tak, jakbyś miał swojego najlepszego przyjaciela albo przyjaciółkę, a do tego dodam nie wchodził w rolę, kogoś kto cokolwiek wie lepiej od niego. Bo tego nie wiesz, bo twój ludzki umysł oraz żywot jest równie popaprany jak każdego z nas, i nie masz żadnego prawa do tego by oceniać czy osądzać kogo kolwiek, tylko dlatego, że ma inny zestaw popaprania w sobie niż Ty. Każdy z nas potrzebuję w tym okresie czegoś innego. Jedni ciszy drudzy hałasu i ludzi, jedni ksiązki i kawy a drudzy siłowni i głośnej muzyki. Każdy z nas ma inne potrzeby, najważniejsze by pomóc sobie tak jak tego potrzebujemy, pomóc przeżyć ten czas, tak jak tego wymagać. W miarę bez znieczulania, uciekania od tego, że boli- to też kluczowe. By sprawić żeby ten dyskomfort, był jak się tylko da do przeżycia dla nas, do nauczenia się z niego czegoś o sobie, poznania siebie, ustalenia ze sobą naszych granic, pojednania ze sobą. To właśnie często zadziewa się w takich momentach. Najważniejsze by dać sobie tyle czasu ile jest to potrzebne, bez porównywania się ani z inną historią, ani z samych sobą z przeszłości czy wybiegania w przyszłość. Teraz liczy się teraz, i teraz trzeba przeżyć i poukładać odpoczątku, jeśli wszystko zostało zniszczone. Uważam, że nasze życie na tym polega, na ciągłym budowaniu z klocków takiej wierzy jak w grze JENGA, gdzie czasem wyciągnięcie "feralnie" ułożonego klocka, sprawia, że cała wierza się rozpada. Lecz znowu podnosisz każdy klocek, zaczynając od samych fundamentów układać kolejną wierzę, może tym razem będzie większa, może tym razem nie wyciągniesz tego klocka, który przed chwilą zbużył Ci całą konstrukcję, może tym razem zbudujesz nie tyle większą na wysokość, co o solidniejszych podstawach, kto to wie. Wiadome jest tylko jedno, ta wierza nie upadła i nie rozsypała się, ostatni raz w twoim życiu, za jakiś czas znów się rozsypie, i znów będziesz ją zbierał klocek po klocku, z coraz większym doświadczeniem, może ostrożnością, uważnościa w tym procesie, tak by mogła wytrzymać kolejne ruchy. Istotne w równowadze też jest to, by mieć solidny fundament. Solidny fundament, który nie będzie zależał od tego co jest ulotne, co możesz stracić, co można Ci odebrać. Życie nauczyło mnie, że to napewno nic fizycznego, to zawsze może zostać nie celowo nawet, lecz zniszczone. Tak po prostu może być, nie warto stawiać sobie za cel w życiu by na siłę się przed tym bronić, nie warto, bo tym bardziej to stracimy. Warto stawiać na to co przetrwa wszystko, czyli siebi. Swoje własne mentalne zasoby, oraz prawdy i podejścia do życia, które jest tak cholerie przewrotne oraz nie przewidywalne. I nawet czasem nie potrzeba kupować do tego niczego, nie potrzeba żeby było nas na to stać, wystraczy czasem po prostu siąść na ławce czy poduszcze, i wsłuchać się w siebie. To tam drzemie równowaga, to tam sa najlepsze wskazówki, to tam jest mapa, jest kompas, i jest potrzebna wiedza, żeby pójść dalej, chociażby wychodząc z dyskomfortu, albo go przeżyć jeśli tak będzie trzeba. Tam jest wszystko, odporne na każde możliwe życiowe zawirowania. Nie warto od siebie czasem wymagać czegoś, co nie jest dla nas - może w końcu przestanie to być dla nas nie do zrealizowania. A zrealizujemy w końcu w życiuc coś, co jest dla nas - i przyjdzie nam to łatwo, intuicyjnie. I wtedy nawet dyskomfort, będzie do przeżycia, a równowaga do odzyskania.
Komentarze
Prześlij komentarz